- Dla mnie to jest zupełnie niezrozumiałe, że moja drużyna, jako jedyna w lidze bez zwycięstwa na wyjeździe, przystąpiła do potyczki na boisku outsidera zupełnie rozkojarzona, nie przejawiająca determinacji – piekli się Krzysztof Wądrzyk. - Nie możemy prezentować skrajnych postaw, że punktujemy na własnym obiekcie, a na wyjazdach pozwalamy się bić.
Kibice nie przywykli do gładkich porażek. Przecież Beskid zawsze słynął z charakteru. - _W obecnej drużynie pozostało kilku zawodników z ekipy sprzed lat, która wyrywała rywalom zwycięstwa w najtrudniejszych sytuacjach. Jednak na własnym boisku wciąż potrafimy „rozszarpać” przeciwników. Czym to jest spowodowane? Może to kibice tak pozytywnie nakręcają drużynę _– analizuje trener Wądrzyk.
Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że w Beskidzie szwankuje formacja obronna, która zawsze była jego atutem. Dziewięć straconych goli w czterech meczach nie wystawia jej najlepszej oceny. - W Pińczowie zawiódł też bramkarz, który zwykle bywa naszym atutem. Trudno było nam wejść w mecz, kiedy pierwsza akcja gości przyniosła im gola już 3 minucie wobec niezdecydowania naszych obrońców, a chwilę później błąd bramkarza kosztował nas stratę drugiej bramki. Mecz się jeszcze nie rozpoczął, a już się właściwie skończył – przypomina Wądrzyk. - Nie będę odkrywczy, jeśli powiem, że jak się ma zero w tyle, to się punktuje.

Tomasz Pawlak - Dolnośląska Kraina Rowerowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?