Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oczy całego świata zwrócone na Ukrainę. Małopolska nie czeka bezczynnie

Filip Boratyn
Lera Vinogradowa, graficzka, blogerka, pochodząca z Mariupola, oddalonego zaledwie 10 km od miejsca działań wojennych, mieszka w Krakowie od 2020 roku. - Od kilku dni bardzo niepokoi mnie eskalacja sytuacji i prowokacje ze strony Rosji. Moi rodzice, dziadkowie i przyjaciele mieszkają w Mariupolu. Wszyscy spakowali "walizkę awaryjną" na wypadek, gdyby wybuchły działania wojenne i musieli pilnie wyjechać, ale jeszcze nikt z moich znajomych nie wyjeżdża - mówi nam.

- Putin od ośmiu lat - czyli od momentu, kiedy zaczął wojnę w Ukrainie - konsekwentnie prowadzi swoją politykę. Rosja coraz bardziej naciska środkami wojskowymi na nasz kraj, mając nadzieję, że dzięki temu wskóra jakieś ustępstwo. Pójdzie tak daleko, jak mu na to pozwoli reszta świata, a w szczególności przedstawiciele Zachodu. Musimy sobie zdawać sprawę, że agresja Władimira Putina względem Ukrainy to zagrożenie dla bezpieczeństwa i pokoju na całym świecie, który musi jednym głosem powiedzieć: nie zgadzamy się na takie działania ze strony władz rosyjskich. Czas na ostre sankcje. To m.in. zamknięcie Nord Stearm 2, odcięcie Rosji od międzynarodowych rynków finansowych, aresztowanie wszystkich aktywów Putina i jego otoczenia

- mówi z kolei Andrij Olijnyk, przewodniczący Związku Ukraińców w Polsce (zarząd w Krakowie), który to związek jest członkiem Światowego Kongresu Ukraińców.

Olijnyk jednocześnie bardzo dziękuje władzom Polski, jak i Krakowa za wsparcie, informuje o stałym kontakcie z nimi. - Wspólnie z władzami Krakowa pracujemy nad planem działania na wypadek wybuchu otwartej wojny w Ukrainie, chodzi m.in. o kwestie relokacji uchodźców - relacjonuje. - Mamy opracowane kilka scenariuszy. Szacujemy, że jeśli świat nie powstrzyma agresora, to w Europie, w tym i Polsce może szukać schronienia spora część cywilów uciekających przed wojną, mogą to być nawet milionowe liczby - zaznacza.

W Małopolsce przymiarki do ewentualnego przyjęcia uchodźców

Jak się dowiadujemy, np. podhalańskie samorządy powiatowe wskazały już wojewodzie małopolskiemu miejsca, gdzie mogłyby przyjąć ewentualnych uchodźców z Ukrainy - ludzi uciekających przed wojną.

- W zależności od sytuacji, gdy będzie taka potrzeba, jesteśmy w stanie zapewnić takie miejsca. Mam na myśli takie lokum, gdzie są już łóżka. To Bursa Młodzieżowa w Nowym Targu i budynek Ochotniczego Hufca Pracy w Jabłonce. Obecnie te budynki są używane przez uczniów miejscowych szkół. Gdyby jednak była taka potrzeba, to jesteśmy w stanie w kilka godzin przygotować je na przyjęcie uchodźców - mówi Krzysztof Faber, starosta nowotarski.

Miejsca, gdzie można by przyjąć ewentualnych uchodźców z Ukrainy, wskazał także powiat tatrzański. Na Sądecczyźnie takie miejsca zabezpieczono m.in. w Grybowie i Nowym Sączu. W pierwszym z tych miast mogliby oni zająć około 100 miejsc w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym Politechniki Warszawskiej. Tam gotowa są warunki do zakwaterowania. Nowy Sącz natomiast jest w stanie przyjąć nawet tysiąc uchodźców i ulokować ich m.in. w obiektach szkolnych i sportowych, ale pod warunkiem zapewnienia dostawy podstawowych elementów wyposażenia - takich jak łóżka, materace, pościel i koce z Agencji Rezerw Materiałowych.

Mieszkający i pracujący na Podhalu obywatele Ukrainy z dystansem podchodzą na razie do informacji o tym, co dzieje się w ich kraju. Ksenia mieszka w Zakopanem od 10 lat. Pod Giewontem prowadzi własny biznes kosmetyczny. - Kompletnie nic nie wiem, co dzieje się na Ukrainie, bo bardzo rzadko tam wyjeżdżam. Tylko tyle, co przeczytam w internecie. Tam zostawiłam tylko mamę, która nie chce rozmawiać o tym, co się tam dzieje. Mówi tylko, że to, co się dzieje, to jakieś wariactwo. Nie obawia się jednak wojny. Proponowałam jej, by przyjechała do mnie do Polski, ale ona nie chce. Bo jak mówi, nie jest tam tak tragicznie - opowiada Ksenia.

Z kolei Andrij, który pracuje na budowach na Podhalu, ma wiele obaw.

- U nas zawsze była jakaś obawa przed Rosją. Tutaj w Polsce, gdy czytam informacje, widzę, że jest tam bardzo trudna sytuacja. Ale na miejscu moja rodzina mówi, że na razie jest spokojnie. Czują napięcie, ale uważają, że takiej prawdziwej wojny nie będzie. Nie chcą nigdzie na wyjeżdżać - mówi.

Lera Vinogradowa, pochodząca z Mariupola, a teraz mieszkająca w Krakowie mówi: - Faktem jest, że działania wojenne w okolicach Mariupola trwają już od ośmiu lat i mieszkańcy są w pewnym sensie przyzwyczajeni do odgłosów ostrzału i życia w ciągłym niepokoju. (…) Bardzo martwię się o moją rodzinę, ale oni mnie uspokajają i mówią, że wszystko wygląda tak, jak zwykle. "Zwykłe" to pojazdy wojskowe w mieście i odgłosy ostrzału w nocy - dodaje.

- Nie chcemy tej wojny. Używamy wszystkich demokratycznych rozwiązań, żeby ją powstrzymać. Jeśli jednak będzie taka potrzeba, armia jest gotowa zwalczać agresora. Wiem, że sporo moich rodaków mieszkających w Polsce rozważa wówczas powrót do kraju i podjęcie walki na froncie - mówi Andrij Olijnyk, przewodniczący Związku Ukraińców w Polsce. Dodaje, że ci, którzy tu zostaną, będą pomagać z kolei tym, którzy zdecydują się szukać schronienia w Polsce.

Istnieje ryzyko globalnego konfliktu

- To właściwie było do przewidzenia, że taka decyzja Putina zapadnie po pojawieniu się uchwały Dumy Państwowej (niższa izba rosyjskiego parlamentu w ubiegłym tygodniu zwróciła się do prezydenta Władimira Putina o uznanie niepodległości dwóch wschodnich separatystycznych regionów Ukrainy - przyp. Red.). Te działania stwarzają zupełnie nową sytuację. Putin po prostu odciął sobie nożem, wybrany fragment Ukrainy. Natomiast największa obawa jest taka, że to dopiero początek procesu i będzie chciał skonsumować cały okręg Donbasu. Wprowadził tam bowiem także rosyjskie wojska, które nie wiadomo gdzie się zatrzymają. To wciąż otwarte pytanie czy pozostaną na tzw. linii frontu czy będą miały ochotę iść dalej i „wyzwalać” kolejne fragmenty Donbasu. Obawiam się, że chodzi o korytarz lądowy na Krym, by rozwiązać palący problem związany z transportem i brakiem wody pitnej na okupowanym półwyspie

- mówi nam Jan Piekło, były ambasador RP w Kijowie, komentując poniedziałkową decyzję rosyjskiego prezydenta o uznaniu dwóch republik, w Doniecku i Ługańsku, a potem wydaniu rozkazu wojskom rosyjskim, aby wkroczyły na terytorium Ukrainy.

W opinii byłego ambasadora, w tym momencie istnieje ryzyko globalnego konfliktu, choć jak podkreśla, Putin unika konfrontacyjnych działań na pełną skalę.

- Putin zareagował w charakterystyczny dla siebie sposób - pełzającej inwazji i agresji. To połączenie wojny hybrydowej, sabotażu i dywersji propagandy z działaniami wojskowymi. Jeśli w pewnym momencie uzna, że nie ma nic do stracenia, a być może agresją uda mu się coś ugrać - to to zrobi. To nieobliczalny człowiek. Najlepszym dowodem było jego poniedziałkowe wystąpienie - dodaje Piekło.

Piekło podkreśla również, że Ukraina jest krajem nam bliskim, dzielimy z nią kulturę i historię, także niełatwe jej rozdziały. - Bezpieczna demokratyczna i proeuropejska Ukraina to także gwarant bezpieczeństwa dla Polski. Musimy pomagać Ukrainie, dostarczając broń, dane wywiadowcze, a także współpracując w sprawie ewentualnej fali uchodźców.

Wezwanie do modlitwy

O modlitwę o pokój na Ukrainie apeluje metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski. W środę (23 lutego) o godz. 16.30 w katedrze na Wawelu zostanie odprawiona msza święta w tej intencji. Jak informuje krakowska kuria, abp Jędraszewski zaprasza na nią, "wyrażając jedność z narodem ukraińskim".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Oczy całego świata zwrócone na Ukrainę. Małopolska nie czeka bezczynnie - Gazeta Krakowska

Wróć na andrychow.naszemiasto.pl Nasze Miasto