Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Terapeutyczna moc dźwięku. Muzyka nazywana jest lekarstwem dla duszy, okazuje się, że może być również lekarstwem dla ciała

Jolanta Tęcza-Ćwierz
Jolanta Tęcza-Ćwierz
Monika Doroszkiewicz kilka lat temu trafiła na masaż dźwiękiem, który odmienił całe jej życie - także zawodowe
Monika Doroszkiewicz kilka lat temu trafiła na masaż dźwiękiem, który odmienił całe jej życie - także zawodowe Archiwum Moniki Doroszkiewicz
Monika Doroszkiewicz po przeżytej traumie przez pół roku cierpiała na bezsenność. Nie pomagały tabletki, zioła ani żadne techniki relaksacyjne. Trafiła na masaż dźwiękiem, który odmienił całe jej życie - także zawodowe. Dziś prowadzi sesje terapeutyczne z wykorzystaniem mis tybetańskich, na które zaprasza nawet skrajnych sceptyków.

Każdy z nas słuchając głośnej muzyki, z pewnością czuł ogarniające całe ciało wibracje. Można tego doświadczyć na przykład podczas koncertu lub w samochodzie. Jednak misy tybetańskie czy gongi emitują drgania, które docierają do układu nerwowego. Pozwalają pokonać lęki, odstresowują, relaksują. Muzyka nazywana jest lekarstwem duszy. Podczas sesji dźwiękiem przekonałam się, że może być również lekarstwem dla ciała.

Kąpiel w dźwiękach

Gabinet dźwiękoterapii Moniki Doroszkiewicz mieści się na jednym z nowohuckich osiedli. Kręte schody prowadzą do dużej sali pozbawionej okien, w której panuje przyjemny mrok, a po suficie krążą małe światełka, które wyglądają niczym gwiazdy. Na środku sali znajduje się wygodny materac, na który po chwili zostaję zaproszona i przykryta kocem. Pełna ekscytacji czekam na to, co się będzie działo.
Pierwszy dźwięk dobiegł z lewej strony. Wybrzmiał i po chwili ucichł. Po nim pojawił się następny i kolejny. A potem poczułam na plecach coś ciężkiego i chłodnego. Uderzyła pałeczka. Znowu zabrzmiał dźwięk, a uwolnione wibracje wypełniły każdą komórkę mojego ciała.

- Pod względem fizycznym dźwięk jest falą, która oddziałuje na nasze ciało w bardzo szerokim spektrum - wyjaśnia Monika Doroszkiewicz. - Wpływa na nasz układ nerwowy i mózg oraz na nasze stany emocjonalne. Pod wpływem dźwięków w organizmie zachodzą zmiany biochemiczne, ponieważ uwalniają się hormony: kortyzol i dopamina.

W czasie masażu misy umieszcza się kolejno w odpowiednich miejscach ciała: między łopatkami, na lędźwiach, na kolanach i stopach, a także na dłoniach, klatce piersiowej i brzuchu. Następnie uderzając filcową pałeczką, wprowadza się je w delikatne brzmienie. Fala dźwiękowa poprzez wibracje dociera do każdej komórki ciała, co sprzyja rozluźnieniu i poprawie samopoczucia.

- Jedna osoba przychodzi, by się zrelaksować, inna ma życiowy problem, jeszcze inna potrzebuje pomocy, ponieważ jest chora. Nasze samopoczucie wpływa na to, w jaki sposób odbieramy dźwięk. Odczuwalne wibracje to mikrodrgania, które przepływają przez tkanki, pobudzając do drgań każdą komórkę i regulują jej pracę. Nasz organizm w osiemdziesięciu procentach składa się z wody. Może więc łatwo przyjmować terapeutyczne działanie dźwięku, który rozchodzi się w naszym ciele podobnie jak kręgi na tafli jeziora, kiedy wrzucimy do niego kamień

- wyjaśnia terapeutka.
Odczucie to można porównać do relaksacyjnej kąpieli. Przepiękne i kojące dźwięki wydobywające się z misy zachwycają, pozwalają się wyciszyć i odprężyć.

Na złamane serce

Podobno już starożytni Grecy wykorzystywali wibracje płynące z dźwięków do leczenia bezsenności, niestrawności czy zaburzeń psychicznych. Wierzyli, że muzyka grana na harfie albo flecie oczyszcza duszę. Dziś wiadomo, że każdy nasz organ, każda komórka wibruje z określoną częstotliwością. Nasze ciało jest więc jak orkiestra, którą trzeba czasem dostroić.

- Organy na siebie wpływają. Kiedy szwankuje serce, żołądek czy wątroba, oddziałuje to jednocześnie na inne organy, ponieważ każdy z nich ma swoją częstotliwość rezonansową. Jeśli się zdenerwujemy, albo coś nas boli, wówczas częstotliwość drgań danego organu się zmienia. Podczas terapii dźwiękiem mózg wyszukuje częstotliwości, które dostroją i doprowadzą do równowagi organizm. Każdy z nas ma swój mechanizm samoregeneracyjny, a dźwiękoterapia pomaga go uruchomić

- mówi Monika Doroszkiewicz.
Okazuje się, że misy tybetańskie generują dźwięki o takiej samej długości fali, co fale mózgowe podczas głębokiego relaksu. Normalna częstotliwość fal mózgowych podczas czuwania to beta. Dźwięk mis zmienia częstotliwość fal mózgowych uczestnika sesji na alfa (relaksacja) oraz theta (głęboki relaks, medytacja, półsen, marzenia senne).
Mogłam się o tym przekonać, ponieważ już po kilkudziesięciu minutach poczułam się tak rozluźniona, że prawie zasnęłam, a po godzinie poddawania się oddziaływaniu fal dźwiękowych zupełnie nie miałam ochoty wstawać z materaca.
Jakie inne korzyści - poza relaksacją - przynosi dźwiękoterapia?

- Badania wykazały, że wibracje płynące z mis tybetańskich obniżają ciśnienie krwi, zmniejszają poziom stresu, a nawet wspomagają procesy trawienne.

Kiedyś przyszła do mnie pani, która miała złamany nos. Wzięła udział w kilku sesjach. Jej lekarz nie wierzył, że kość zrosła się tak szybko. Inna pani na skutek wypadku miała pęknięty w trzech miejscach kręgosłup. Była bardzo obolała i spięta. Dzięki terapii dźwiękiem normalnie funkcjonuje. Miałam też wiele przypadków złamanych serc. Panie po rozstaniach z partnerami nie radziły sobie emocjonalnie, były wewnętrznie rozbite. Dźwiękoterapia pozwoliła im spojrzeć na to, co je spotkało, z innej perspektywy i łatwiej to zaakceptować. Wśród osób korzystających z dźwiękoterapii mam grono stałych wielbicieli. Przychodzą od czasu do czasu na sesje grupowe, albo kiedy czują, że powinni się dostroić, ponieważ czują się przytłoczeni codziennością - mówi Monika Doroszkiewicz.
Cóż, ja również zakładam słuchawki na uszy, kiedy tylko dopada mnie stres lub chandra. Nie potrzebuję dowodów na to, że dźwięki potrafią zdziałać cuda. Jednak terapia dźwiękiem to nie koncert symfoniczny, ponieważ nie o muzykę tu chodzi. Najważniejsze są wibracje o różnych częstotliwościach, które tak głęboko wnikają w nasze ciało, że mogą nawet... powodować łaskotki. Jak mówi terapeutka, do sesji z dźwiękiem nie trzeba się specjalnie przygotowywać, warto jednak być otwartym na nowe doznania, ponieważ wszystko, co się wydarza podczas terapii, jest dobre.

Z pasji do dźwięków

Monika Doroszkiewicz przez wiele lat pracowała w Urzędzie Skarbowym w Katowicach, jednak to zajęcie nie przynosiło jej satysfakcji. Długo szukała kolejnej zawodowej ścieżki, prowadząc różnego rodzaju projekty. Będąc po rozwodzie i samotnie wychowując córki, ogromnie przeżyła chorobę nowotworową i śmierć mamy, która bardzo jej pomagała.
- Byłam tak zagubiona i zestresowana, że przez kilka miesięcy cierpiałam na bezsenność. Czułam się bardzo źle, schudłam dziesięć kilogramów z powodu stresu. Wtedy przez przypadek (a może wcale nie?) poznałam kobietę, która zajmowała się masażem dźwiękiem i zaproponowała mi udział w sesji. Podeszłam do tego pomysłu dość sceptycznie, pomyślałam, że to nawiedzona pani, która chce odprawiać nade mną jakieś czary. Jednak nie chcąc jej urazić, zgodziłam się. Doświadczyłam masażu dźwiękiem i to kompletnie odmieniło moje postrzeganie rzeczywistości, odmieniło całe moje życie!
Już po pierwszym uderzeniu pałeczką w misę, Monika poczuła, jak przez jej ciało przechodzą dreszcze.

- Byłam napięta, ponieważ opancerzyłam się w swoim bólu i rozpaczy. Czułam się zamknięta, spięta i zablokowana. Podczas tej sesji masażu dźwiękiem odpłynęłam, mój mózg przeszedł w inny stan świadomości. To przeżycie sprawiło, że po raz pierwszy od miesięcy przespałam całą noc. Poczułam się lekko, moje ciało się rozluźniło i już wiedziałam, że absolutnie nie chcę robić tego projektu, który zaczęłam, chcę pracować z dźwiękiem.

Wkrótce Monika rozpoczęła pierwszy kurs z dźwiękoterapii. Metoda pracy z dźwiękiem tak ją zachwyciła, że postanowiła zająć się tym zawodowo. Był rok 2011. Sprzedała mieszkanie w Katowicach i przyjechała do Krakowa. Wynajęła gabinet na Kazimierzu, zawiesiła szyld reklamowy, jednak chętnych ma masaż z użyciem mis tybetańskich nie pojawiało się zbyt wielu.
- Naiwnie myślałam, że klienci będą walić drzwiami i oknami. Nie miałam wtedy umiejętności biznesowych ani marketingowych i mój gabinet wkrótce splajtował. Zostałam bez pieniędzy, nie miałam mieszkania i nie miałam gdzie się podziać - wspomina. - Wtedy poznałam Joannę Husarską, krakowską artystkę, która grała na gongach. Zaproponowała mi wspólne koncertowanie i zaprosiła do swojego mieszkania.
Po jakimś czasie Monika Doroszkiewicz rozpoczęła współpracę z Fundacją Anny Dymnej „Mimo wszystko”.

- Przez półtora roku byłam tam wolontariuszką i mimo trudności finansowych był to dla mnie cudowny czas. Chciałam się przekonać, w jaki sposób dźwiękoterapia oddziałuje na niepełnosprawnych intelektualnie. Te osoby nie kłamią, są szczere do bólu. Dwanaście lat współpracy z fundacją dało ogromne doświadczenie. Dzięki temu mogłam prowadzić zajęcia w wielu innych miejscach: z dziećmi, niepełnosprawnymi i z seniorami. Stałam się rozpoznawalna w środowisku, prowadziłam wiele zajęć, współpracowałam z klubami jogi, rozwoju osobistego, byłam zapraszana na warsztaty.

W 2020 roku Monika Doroszkiewicz prowadziła przedsiębiorstwo społeczne, w którym zatrudniała kilka osób. Kiedy w marcu z powodu pandemii koronawirusa zamknięto wszystkie placówki, w których miała zlecone usługi dźwiękoterapii, ogarnęło ją przerażenie.
- Poczułam lekką panikę, z czego wypłacę pensje pracownikom. Wtedy z pomocą znów przyszła terapia dźwiękiem. Mam taki swój sposób. Zamykam oczy, kładę misę na splocie słonecznym i pytam samą siebie: co teraz? I przychodzi odpowiedź: wszystko będzie dobrze.
Następnego dnia Monika otrzymała mail z propozycją przystąpienia do projektu w zintegrowanym systemie kwalifikacji i opisania kwalifikacji w zawodzie dźwiękoterapeuty. Powołała zespół, w skład którego weszli: fizyk, lekarka i muzyk. We współpracy z Instytutem Badań Edukacyjnych i Zintegrowanym Systemem Kwalifikacji eksperci przez pół roku pracowali nad tym, aby opisać zawód dźwiękoterapeuty.
- Złożyłam wniosek do ministerstwa. Dziś sprawa jest już na ostatniej prostej, czekamy na wpis do Monitora Rządowego. Rozpoczęłam też drogę szkoleniowca. Wspólnie z fizykiem opracowaliśmy program i prowadzimy szkolenia. Wiem, jakie to ważne, by poznać dźwiękoterapię.

Sama byłam nazywana szamanką lub panią od misek, ponieważ to, co nieznane, a taka jest jeszcze dla wielu osób dźwiękoterapia, zwykle budzi niepokój. Myślę, że moja historia stanowi przykład, że można pokonać nawet największe przeciwności, jeśli tylko jest się zdeterminowanym.

Czas i dobre nastawienie

Słuchanie niezwykłych, pełnych harmonii i ukojenia tonów mis tybetańskich jest wyjątkowym przeżyciem. Natomiast połączenie wrażeń słuchowych i odczuwania wibracji we własnym ciele podczas masażu dźwiękiem jest absolutnie niepowtarzalnym doznaniem, które wprowadza ciało i umysł w stan głębokiego relaksu. Czas zwalnia, a sprawy takie jak kolejny reportaż do napisania, tracą znaczenie. Podczas zabiegu warto wszystko odpuścić, nie spieszyć się, nie myśleć, być tu i teraz. Takie doświadczenie jest niezwykle cenne, ponieważ pozwala spojrzeć na otaczający świat i siebie z zupełnie nowej perspektywy.
Kto może skorzystać z tej formy terapii? Czy są jakieś przeciwwskazania?
- Masaż dźwiękiem jest dla każdego. W internecie można przeczytać, że nie powinno się zapraszać na sesje dźwiękoterapii osób z rozrusznikiem serca albo aparatem słuchowym. Przez pewien czas moją asystentką była pani, która bez aparatów słuchowych nie słyszała ani słowa. Kiedy przyjeżdżałyśmy na zajęcia do dzieci, wyłączała aparaty, ponieważ w tej formie terapii nie potrzebujemy słów. Funkcjonuje też przekonanie, że przeciwwskazaniem są leki psychotropowe. Tymczasem żaden dźwięk nie ma takich skutków ubocznych, jak leki psychotropowe. Wiem, ponieważ kiedyś je brałam. [wytloczenie]Odkąd zajmuję się dźwiękoterapią, czyli od czternastu lat, nie przyjęłam żadnej tabletki i czuję się świetnie.[/wytloczenie]
Masaż dźwiękiem ma niezwykle szerokie zastosowanie. Jest wykorzystywany w odnowie biologicznej i kosmetyce, w pracy z dziećmi w przedszkolach i szkołach, w pracy z osobami niepełnosprawnymi, w domach opieki, hospicjach, sanatoriach czy zakładach rehabilitacyjnych. Jest także wspaniałą pomocą dla osób borykających się z bezsennością, uczuciem spięcia mięśni, bólami karku, kręgosłupa i głowy. Relaksacyjny masaż dźwiękiem stosuje się zarówno u osób zdrowych, jak i chorych. Nie ma też żadnych ograniczeń wiekowych. Już jednorazowa sesja przynosi zauważalne efekty w postaci lepszego samopoczucia i odprężenia. Taki stan może się utrzymać nawet przez kilka dni.

- Jak każda forma terapii, tak samo terapia dźwiękiem powinna być stosowana umiejętnie, z wyczuciem i świadomością jej wpływu na organizm. Intencjonalny masaż dźwiękiem powinna wykonywać osoba, która musi najpierw sama siebie dostroić, żeby wyzbyć się niepotrzebnych myśli. Zasada jest taka, że jeśli prowadzący czuje się źle, nie może przeprowadzać sesji. Musi najpierw siebie „dowibrować”, a dopiero potem zagrać ludziom. Wtedy gra z inną energią i to się czuje.

Podczas masażu człowiek doświadcza całkowitego rozluźnienia i rozprężenia, jeżeli oczywiście sobie na to pozwoli. Miewałam osoby, które były tak zamknięte, że dźwięki z trudem do nich docierały. Pewnego dnia przyszedł pan, któremu żona kupiła w prezencie na urodziny bon na sesję terapii dźwiękiem. Miał na sobie garnitur i krawat i zaraz na wstępie powiedział: mam czterdzieści pięć minut, proszę mnie zrelaksować. Tak się nie da! Potrzebny jest czas i odpowiednie nastawienie.
Dźwiękoterapię można także prowadzić w grupie, łącząc ją z medytacja, relaksacją lub z treningami autogennymi.
- W dźwiękoterapii stosuję misy tybetańskie, gongi, kamertony, dzwony rurowe, jak również handpady i hang drumy - instrumenty, które wymagają trochę więcej umiejętności, ponieważ grając na nich, buduje się linię melodyczną.

Moc wibracji

Misy tybetańskie wykonywane są ręcznie ze stopu nawet kilkunastu metali, między innymi miedzi, cyny czy niklu. Dzięki temu są doskonałym nośnikiem wibracji i dźwięku, co w połączeniu z ludzkim ciałem daje wspaniałe rezultaty. Jednak Monika Doroszkiewicz do kwestii związanych z terapią dźwiękiem podchodziła początkowo sceptycznie, do czasu, aż zauważyła u siebie spore zmiany: stała się bardziej otwarta, zrównoważona, spokojniejsza i szczęśliwsza. Pamiętając o tym, chętnie widzi na sesjach także osoby, które nie są przekonane do tej formy terapii.

- Nasz organizm ma niezwykłe zdolności do samoregeneracji. Jednak kiedy jesteśmy zestresowani, zabiegani, zajęci tysiącem rzeczy, nasze ciało się nie regeneruje, ponieważ mu na to nie pozwalamy. Sama pamiętam, że z powodu natłoku myśli nie mogłam spać. Mój mózg wręcz się gotował. Okazuje się, że wszystko da się wyćwiczyć. Nie musimy non stop myśleć, warto dać odpocząć głowie. Tymczasem niektóre seniorki mówią mi, że jak ktoś ma pustkę w głowie, to umiera. Odpowiadam: o nie, wtedy właśnie zaczyna żyć

- śmieje się Monika.
Osoba poddana zabiegowi bardzo szybko zaczyna odczuwać dobroczynne skutki terapii dźwiękiem. Przyjemne i jednostajne tony mis wprowadzają w stan głębokiego relaksu, a wówczas umysł pozwala na swobodny dostęp wibracji do głębszych warstw ciała.
- Dźwięk, który pobudza nasz organizm, stymuluje go do samoregeneracji i następują procesy samouzdrawiania. Regeneracja i dobre samopoczucie to po prostu skutek uboczny pukania w misy - podsumowuje dźwiękoterapeutka.


Monika Doroszkiewicz, dźwiękoterapeutka, prowadzi sesje masażu dźwiękiem w gabinecie Masuje Misami. Pracuje z podopiecznymi Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”, w Polskim Stowarzyszeniu na rzecz Osób z Niepełnosprawnościami Intelektualnymi, w domach spokojnej starości, domach pomocy społecznej oraz w szkołach i przedszkolach. Prowadzi szkolenia z dźwiękoterapii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Terapeutyczna moc dźwięku. Muzyka nazywana jest lekarstwem dla duszy, okazuje się, że może być również lekarstwem dla ciała - Plus Dziennik Polski

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto